11 września odbyła się kolejna sesja na Abbey Road. Tym razem doszło do pierwszej różnicy zdań: George Martin chciał żeby zespół nagrał piosenkę How do you do it , natomiast Beatlesi byli zdecydowani grać już swoje piosenki. Ostatecznie nagrali na tej sesji (oprócz własnych Love me do i P.S. I love you) How do you do it, ale nigdy nie wydano oficjalnie ich wersji; piosenka ta, nagrana później przez zespół Gerry and the Pacemakers, rzeczywiście stała się przebojem. Beatlesi za to mieli coś lepszego: ich pierwszy numer 1, Please please me . W pierwotnej wersji piosenka była dużo wolniejsza i to George Martin zaproponował zmianę jej tempa. Ostatecznie, po nagraniu finalnej wersji (właśnie, niech mi to ktoś wyjaśni: ta zmiana tempa nastąpiła już na tej sesji, czy później?), ponoć rzeczywiście powiedział "Macie swój pierwszy numer 1". Mnie się bardzo podoba relacja jednej z ich fanek z Liverpoolu, z klubu The Cavern:
Bob Wooler wszedł na scenę z telegramem w ręku: "Mam dla Was wiadomość". Wyglądał okropnie, myśleliśmy, że stało się coś fatalnego. "Please Please Me" dotarła na pierwsze miejsce krajowej listy przebojów". Chłopaki znieruchomieli i spojrzeli na niego. Myśleli, że żartował - musiał żartować! Wielu ludzi, nieznających The Beatles, zaczęło wiwatować i bić brawa. Ale dziewczyny z trzech pierwszych rzędów zaczęły płakać. To była okropna noc. Wiedzieliśmy wtedy, że staną się sławni i odejdą...
Ale to trochę wybiegnięcie w przyszłość, singiel Please please me został wydany dopiero 4 miesiące później. Ja chciałbym tu wkleić filmik z piosenką, ale nie w wykonaniu Fab Four, tylko dużo późniejszej, Paula McCartneya solo. A to dlatego, że jest tam jeden króciutki moment, który mi się szalenie podoba: pod koniec piosenki jest takie charakterystyczne "...like I please you / please please me...", gdzie ten drugi fragment śpiewany jest przez chórki i słychać to z pewnym pogłosem, jakby to dochodziło echo. I wydaje się, że właśnie razem z tymi chórkami dotarło do jednej pani jakby echo jakichś wspomnień z młodości; chodzi mi o moment 1:49. Może widziała ich kiedyś na żywo i teraz odżyły jakieś wspomnienia? Nie wiem. Ale to wzruszenie jest takie jakieś... miłe. Jak to przy Beatlesach...