niedziela, 10 lutego 2013

Jak to się u mnie zaczęło?


Trochę zaniedbałem tego bloga. Ostatni wpis jest z 7 października, z nagrania singla Love me do, a od tamtej pory się jednak coś działo. Na jesieni był ostatni wyjazd zespołu na koncerty do Hamburga (tzn. ostatni ich wyjazd jako nieznanej szerzej grupy), w grudniu trasa koncertowa po Wielkiej Brytanii, w styczniu wydanie singla Please please me / Ask me why... Obiecuję, że od teraz będę już bardziej na bieżąco (o ile w ogóle ktoś to czyta). W zamian napiszę, od czego zaczęła się u mnie fascynacja Beatlesami; co poniekąd też jest o czasie, ponieważ były to ferie zimowe.
A zaczęło się od... kradzieży  Prawdziwej. No cóż, może to mało wychowawcze, ale niestety, nie ucieknie się od przeszłości, każdy ma swoją mroczną stronę... :)
To był luty 1989 roku, byłem w I klasie LO, ferie zimowe, pojechaliśmy sobie z kumplami na wycieczkę do miasta obok. Zaszliśmy do sklepu RTV, koło jakiegoś magnetofonu walały się kasety (nagrane, "demo"). W tamtym czasie miałem komputer Atari, a jeżeli ktoś pamięta te czasy i sprzęt, to wie, że kaset magnetofonowych nigdy nie było za wiele; muzyki praktycznie nie słuchałem żadnej, jedynie czasem nagrywałem fragmenty Powtórki z rozrywki  (głównie Poszepszyńskich). Człowiek był głupi, chciał się popisać przed kumplami, no to ukradłem jedną kasetę. Ale zanim się skasuje trzeba zobaczyć co na niej jest, nie? Jacyś Beatlesi - phii, chała, jakaś archaiczna muzyka sprzed 25 lat. Na to jeden kolega (swoją drogą mój najlepszy kolega wtedy) - żebym nie wywalał, to fajna muzyka, on mi da jakąś inną kasetę. No dobra, co za różnica; trochę mnie tylko zaskoczyło, że taki dziwak z niego, no bo słuchać takich smętów... Zapomniałem o tamtej kasecie... do czasu. 
(Pamiętam też dobrze jeden wieczór z tych ferii, bo gdy 3 czy 4 miesiące później byłem już zadurzony w muzyce The Beatles, to przypomniałem sobie taką scenę, że puścili wtedy (tzn. w ferie) jednego wieczoru polski film Yesterday. Mało mnie wtedy oczywiście z niego interesowało, ale oglądało się wtedy co było, więc obejrzałem. Pamiętam, że pod koniec filmu wgrywałem na Atari gierkę (nawet pamiętam co: Action biker), nocował u mnie brat cioteczny i przygotowywaliśmy się do grania w piżamach, a z TV leciało Love me do. A potem Yesterday. Tak jak napisałem, nie zwróciłem wtedy na to większej uwagi, ale potem mi się przypomniała ta scena i do dziś ją pamiętam, jako jedno z nielicznych wspomnień, w których wiedziałem co to było The Beatles, ale nie interesowało mnie to kompletnie, chociaż ten dźwięk harmonijki z Love me do właśnie wtedy wżarł mi się w zwoje).
Ze dwa miesiące później siedzieliśmy z tym kolegą, który wziął ode mnie kasetę w samochodzie jego ojca, czekaliśmy na niego, padał deszcz, kwietniowe przedpołudnie... Z kradzionej kasety leciało Yesterday. Coś poczułem. Poprosiłem żeby puścił jeszcze raz. Potem jeszcze raz. I jeszcze... No i poszło z górki. 
A potem inny kolega nagrał mi składanki 1962-1966 i Love Songs - bardzo, bardzo sentymentalnie kojarzy mi się właśnie z początkiem LO, czyli z najlepszymi czasami. A potem powoli zbiór się powiększał; powoli, bo wtedy o muzykę nie było tak prosto jak dziś. Następne były... Nie pamiętam co. Chyba With the Beatles i For Sale. Na pewno na przełomie 1989 i 1990 były White Album i Abbey Road (które mi się wtedy średnio podobały) - pamiętam że puszczałem Come Together na imprezie na ostatki w II klasie. No a potem - III klasa - Sergeant Pepper, oraz katowanie u panny Let It Be i White Album - do dziś się cofam w czasie słuchając tego; zresztą cofam się w czasie słuchając wszystkiego co nagrali Beatlesi, tyle że w inne miejsca z przeszłości trafiam.
A w jakie konkretnie miejsca, to już opiszę w przyszłości.


P.S. Gdyby czytał to ktoś ze sklepu RTV, w którym w 1989 roku zginęła jedna kaseta, i teraz chciał przed sądem odzyskać ją lub odszkodowanie, to uprzedzam że się ośmieszy, bo sprawa się przedawniła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz