W poprzednim poście napisałem nieprawdę, a mianowicie że 8 kwietnia Beatlesi nie występowali, ponieważ wydarzyło się coś szczególnego. Otóż jednak myliłem się, grali tego dnia, ale coś szczególnego rzeczywiście się wydarzyło: niespełna 23-letniemu Lennonowi urodził się syn. Dano mu na imię Julian, przypuszczam że na cześć tragicznie zmarłej matki Lennona, Julii.
John był żonaty z Cynthią Powell, koleżanką z college'u. Ślub odbył się 23 sierpnia 1962 roku, więc każdy może sobie policzyć z jakiego był powodu. Jego świadkiem na ślubie, jeśli już wracamy do tamtej uroczystości, był oczywiście McCartney, a z innych ciekawostek na przyjęciu weselnym wznoszono toasty wodą sodową, ponieważ, jak wspominała później Cynthia Lennon, nikt nie sprawdził, że w tej kawiarni nie podawano alkoholu.
Sam John szczęśliwego dzieciństwa z rodzicami nie miał: ojciec opuścił ich gdy John miał 4 lata, matka była zdaje się niedojrzała emocjonalnie czy coś takiego; w każdym razie nie wychowywała go. Wychowany był przez ciotkę, natomiast mama co kilka lat rodziła mu przyrodnie siostry, każdą z innym ojcem. Zbliżyli się do siebie (tzn. Jonh i jego matka) gdy miał kilkanaście lat i sam już bywał coraz bardziej "rockandrollowy", niestety gdy miał 18 lat zginęła pod kołami samochodu prowadzonego przez pijanego policjanta po służbie. Tak więc normalnego życia rodzinnego w domu nie zaznał. No i pierwszemu synowi też go nie stworzył: kiedy Julian miał rok, dwa, czy trzy lata, był to akurat czas największej, najbardziej szalonej beatlemanii, więc można się domyśleć jak to wyglądało. Lennon później tego żałował i postanowił przy drugim synu, Seanie (09.10.1975; 9 października to również dzień urodzin Johna) nie popełnić tego samego błędu; odwiesił wtedy na 5 lat gitarę na kołek i zajął się wychowywaniem dziecka. Rzecz, wydaje mi się, absolutnie wyjątkowa u ludzi z takiego szczytu szczytów, na jakich był John.
Fakt, że jeden z Beatlesów jest żonaty i dzieciaty, próbowano ukrywać, taka ciekawa rzecz. Epstein uważał, że zaszkodziłoby to w wizerunku. Nie mogę jednak tego znaleźć akurat w książkach które mam pod ręką, więc trzeba mi uwierzyć na słowo.
Znalazłem natomiast, wracając do Juliana, takie coś w internecie:
Kiedy Cynthia urodziła syna Juliana, John był w trasie. Do szpitala dotarł w tydzień po porodzie (to jest nieprawda, zobaczył go 3 dni później, 11 kwietnia). Gdy żona zmieniała pieluchę, Lennon ostentacyjnie wyszedł z pokoju, mówiąc, że inaczej by zwymiotował.
No cóż, ja prawdopodobnie nie będę miał spisanej przez nikogo swojej biografii, więc muszę napisać to sam o sobie: ja też wychodziłem podczas przewijania, i wcale nie ostentacyjnie. Naprawdę bym zwymiotował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz